sobota, 3 listopada 2012

ROZDZIAŁ 6.

- Jak wyjdziesz ze szpitala, zapraszam, cię na randkę, ok?
- Hahahaha, nie.
- Ale przecież... Już się zgodziłaś...
- No właśnie, po co się jeszcze pytasz.?- uśmiechnął się. James uważnie przyglądał się całej sytuacji. Zrozumiał jaką krzywdę wyrządził swojej ukochanej siostrze, zrozumiał jaką krzywdę wyrządził swojemu kumplowi. Sam nie wiedział, czemu się tak zachował.
- Hej, stary, mogę chwilę z tobą pogadać.? - przerwał im przyjemną atmosferę zakochańców.
- Ta. - nie chciał mu odmawiać.
- Wyjdziemy na korytarz, siostra.
- Dobra, ale nie pozabijajcie się, ok? - wyszli. Uśmiechała się sama do siebie przypominając sobie fantastyczny moment w domu, już nie chciała przypominać sobie dalszej części. Cały czas próbowała 'odtwarzać' sobie tylko ich pocałunek.


- Stary, sorry za wczorajszy wieczór.
- Słuchaj. - westchnął ciężko, obejrzał się w prawą stronę, zarzucił ręce na swój kark, po czym je zdjął, chwilę pomyślał...- Nie powiem ci, że nie ma za co, bo jest i to nie jest małostkowa sprawa. Victoria ma połamane żebra, skręconą nogę i Bóg wie co jeszcze. Nawet lekarze do końca nie wiedzą co jej jest.
- Nie chciałem po prostu, żeby jakiś przypadkowy koleś, który teraz jest w niej zakochany po uszy, później zrobił jej krzywdę, rozumiesz.?
- I nie zrobił tego przypadkowy koleś, tylko jej rodzony, starszy, jedyny brat. James, tego się tak łatwo nie wybaczy. Spójrz tylko jak ona wygląda. Jest cała poobijana. A i...
- I..?
- I myślisz, że kto zadzwonił po karetkę.? - zawahał się, czy mu powiedzieć, czy nie.. - widziałem tylko jak Victoria zostaje wypchnięta z samochodu prosto na ulicę. Podbiegłem do niej.. Rozwiązałem ręce, nogi i odkleiłem taśmę od ust. Miała podarte ubrania, poszarpane włosy, siniaki na brzuchu, nogach, rękach i szyi. Tak jakby mam wrażenie, że....
- Że, co?
- Sam nie wiem, ale myślę, że ktoś ją zgwałcił...
- K***a mać.
- Cicho bądź... Policja za niedługo przyjedzie, może za godzinę albo za dwie, ale na pewno się pojawi. Panowie z karetki, powiedzieli, żebym nie dzwonił, oni zadzwonią jutro, czyli dziś.
- Dobra..
- Aha... Jeszcze... Wyprowadzę się od was, nie chcę już przesiadywać na waszej głowie...Ale będę wpadał do Victorii, czy tego chcesz czy nie, kocham ją.
- Możesz u nasz mieszkać, nie przeszkadzasz nam.
- Może kiedyś, James, jak przyjdzie na to czas, teraz.... Sam rozumiesz, ale to nie jest powiedziane, że wyprowadzam się jak tylko Victoria wróci do domu, chcę jeszcze przy niej pobyć, jak poczuje się lepiej, wtedy, pakuje swoje rzezy i....Sam wiesz...Nie chcę jej zostawiać samej, pomyśli, że ją olewam.
- Dobra... Chodźmy już do niej.

Spała.
Justin usiadł sobie na białym krześle obok łóżka.
Złapał ją za rękę.
- Kocham cię, Mała. - powiedział Jus. James, czuł coś dziwnego w sobie, kiedy jego bardzo bliski kumpel wypowiadał te słowa do jego siostry. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie czuł, kiedy kumple chcieli się umówić z Victorią, może dlatego, że ona to po prostu olewała.
Nagle do sali weszło dwoje ludzi. Kobieta i mężczyzna.
- Dzień dobry, my z policji. Szukamy Victorii Ross.
- Tu jest, śpi. - podniósł się powoli.  - Obudzę ją. - nachylił się nad nią. - Przepraszam, ale muszę. - Pocałował ją bardzo delikatnie w usta, tak, żeby nie urazić jej w rozciętą wargę.
- Tak.? - uśmiechnęła się pogodnie.
- Policjanci przyszli, musisz zeznać w sprawie tego co się wczoraj stało.
- Dobra o ile sobie cośkolwiek przypomnę.
- Mogę panów poprosić o opuszczenie pomieszczenia.? - powiedział wysoki facet.
- Jasne. - wyszli. Nagle zrobiło się cicho. Victoria zamknęła oczy. Przełknęła głośno ślinę.
- Teraz proszę opowiedzieć co zaszło wczoraj między godziną 21:30 a 22:00.
- Ja.... Dokładnie nie pamiętam wszytskiego.
- Spokojnie, proszę opowiedzieć tylko to, co pani zapamiętała, rozumiemy, silne przeżycia...
- Więc... Mój brat James wszedł do kuchni i zastał mnie i jego kumpla prawie w trakcie pocałunku. Myślał, że Justin chce mi zrobić krzywdę, dlatego podszedł do niego i zaczęła się bójka. Chciałam ich rozdzielić, ale mój brat, nie dawał za wygraną i dostałam od niego dwa razy. Upadłam na podłogę. Widziałam jak James bił Justina, a ten próbował się bronić. Wybiegłam z domu, bo wiedziałam, ze i tak nic wielkiego nie zdziałam. Biegłam dość długo. Doszłam do parku. Chwilę posiedziałam tam i chciałam się udać do mojej przyjaciółki, bo nie chciałam wracać do domu. Sam pan rozumie. Szłam ciemną uliczką... - mówiła z coraz większym trudem... Nagle, przypomniała jej się cała sytuacja...Zaczęła płakać...
- Spokojnie.
- Już powoli mijałam tą straszną uliczkę. Kiedy nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za gardło od tyłu i ciągnie w stronę czarnego auta. Trzymał mnie tak mocno, że nie potrafiłam się wyrwać i nie byłam w stanie przerzucić go przez ramię, bo był ciężki, potężny wręcz, ale nie byłam w stanie zobaczyć jego twarzy, bo wszystko potoczyło się w tak szybkim tempie. Wrzucił mnie bez żadnych skrupułów do auta, wsiadł za kierownicę. Później doszedł do mnie, chyba jego kolega. "Ruszaj.!" krzyknął. Wyciągnął liny spod siedzenia, jedną związał mi nogi, drugą ręce. Uciął kawałek taśmy i zakleił mi usta. Potem...szarpał mnie za włosy, dotykał moich ud, bił mnie po brzuchu i wszędzie gdzie się tylko dało. A i... powiedział "będziesz teraz tylko moja"... Podarł mi ubrania. Bardzo się szarpałam. Kazał koledze się zatrzymać, otworzył drzwi i poczułam mocne uderzenie w głowę, później tylko słyszałam jak auto odjeżdżało.
 Potem obudziłam się już tutaj... - otarła łzy, odwróciła głowę i spojrzała za okno, sięgała wzrokiem daleko, tak, żeby się uspokoić.
____________________________________________

Komentujcie, bo nie napiszę następnego rozdziału, kocham Was <3

czwartek, 1 listopada 2012

ROZDZIAŁ. 5

Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę w ciszy, aż przerwała ją Victoria.
- Przepraszam... - ocknęła się i wypuściła Justina z objęć.
- Nic się nie stało. - powiedział do niej i uśmiechnął się zaczerwieniony.
- Nie wiem co mnie opę... - i przerwał jej dłuugim, namiętnym pocałunkiem. - ...tało. - dokończyła, jak tylko oderwał się od niej. - wow.. - wydusiła z siebie. Uśmiechnął się do niej słodko.
Nagle do kuchni wparował James. Juustin i Victoria odskoczyli od siebie. James 'zmroził' Justina wzrokiem. Z ogromnymi nerwami brat Victorii podszedł do Jusa. Dołożył mu z całej siły w twarz. Rozpoczęła się niezła bójka. Victoria nie wiedziała co robić. Podbiegła do nich i próbowała ich rozdzielić.
- James! Głupi jesteś? - krzyknęła. Czuła jak ból rozpala twarz.
- Odejdź gówniaro.! - był tak zły, że nie powstrzymał się przed uderzeniem jej. Upadła. Zwinęła się w kłębek. Widziała jak James wykańczał Justina. Próbował się bronić, ale przed James to niemożliwe. Ma czarny pas karate i nikt nie dawał rady go pokonać.. James bił Justina wszędzie gdzie się tylko dało. Nie widziała twarzy ukochanego.. W końcu runął na ziemię. James kopnął go po brzuchu, a on jęknął z bólu. Podniosła się, zabrała bluzę z wieszaka na korytarzu. Nie mogła już na to patrzeć i wiedziała, że i tak nie zdoła obronić Jusa. Cichutko zamknęła drzwi.
Biegła przed siebie, żeby wyładować emocje. Zatrzymała się. Była w swoim ulubionym parku. Robiło się ciemno, a co za tym idzie - coraz straszniej. Oddychała szybko i ciężko. Usiadła na pobliskiej ławce, podkuliła nogi i starała się uspokoić. Cała się trzęsła z zimna i strachu.. Siedziała tak dłuższą chwilę. Wiedziała, że musi już wracać. Tylko gdzie? Nie miała zamiaru patrzeć w oczy okrutnemu bratu, a tym bardziej zmasakrowanemu Justinowi.. Postanowiła więc, że pójdzie do Kim. Wiedziała, że może na nią liczyć.
Była już prawie przy domu swojej przyjaciółki, jeszcze tylko musiała pokonać chyba najstraszniejszą, ciemną uliczkę w mieście. W sumie, to nigdy ją tu nic złego nie spotkało i nigdy nie bała się tędy chodzić. Ale jej kobieca intuicja podpowiadała, że coś się wydarzy.. Wzięła głęboki oddech i ruszyła. Mijała bezdomnych  ludzi, którzy patrzyli na nią dziwnie.. Wydawałoby się, że wszystko dobrze się skończy. Odetchnęła już z ulgą, gdy widać było koniec.. Przeliczyła się.
Nagle ktoś mocno ją chwycił od tyłu, zasłonił usta dłonią i pchał w stronę samochodu. Przestraszyła się. Na prawdę bardzo, bardzo była wystraszona. Nie mogła nic zrobić. W myślach modliła się tylko o jakiś cud, o jakiegoś bohatera, który się za chwile pojawi i ją uratuje. Tak bardzo tego teraz pragnęła. Gościu wrzucił - bo nie da się tego nazwać inaczej - ją do auta i gwałtownie ruszył. W między czasie, zdążył związać jej ręce i zakleić usta. Potem wszystko potoczyło się tak szybko.. Widziała kilku mężczyzn, którzy bili ją, ciągnęli za włosy, traktowali jak śmiecia. Nie docierało do niej, co się dzieje.
Ocknęła się dopiero w wielkim, białym pomieszczeniu - szpitalu. Mało co pamiętała z tamtego zdarzenia, próbowała, grzebała usilnie w myślach ale na próżno. Rozejrzała się dookoła i zobaczyła śpiącego Jamesa w fotelu, na drugim końcu pokoju. Wzdrygnęła się, gdy przed oczami pojawił jej się obraz z tamtego dnia.. Miała nadzieje, że to wszystko było tylko zwykłym koszmarem. To nie mogło dziać się na prawdę! James przebudził się i zobaczył Victorię. Spojrzał ze smutkiem w jej oczy.
- Jak się czujesz, Mała? - zapytał zatroskany.
- Co ja tu robię? Gdzie Jus? Jak mogłeś.. - patrzyła mu prosto w oczy. Patrzyła tak, że przeszył go dreszcz. Jej wzrok był przepełniony bólem, smutkiem i wieloma innymi negatywnymi emocjami, których już nie dał rady wyczytać. Nie wytrzymał.
- Ja.. ja.. prze.. przepraszam, nie chciałem tego. Ja.. ja na prawdę przepraszam, nie wiem co mnie opętało.. To działo się tak szybko.. - tłumaczył się niezdarnie.
- Nie cofniesz czasu - popatrzyła zła na niego. - Gdzie on jest?! - podniosła nieco głos.
- Poszedł się przebrać, umyć, ogarnąć. Spał tu całą noc.. Mała, nie bądź na mnie zła.. Już jest wszystko dobrze, przeprosiłem Justina. Proszę cię. Uwierz mi. Wybacz. - nie popuszczał.
- James, jak mogłeś? Powiedz mi, jak mogłeś zrobić mi coś takiego. Co Ty sobie wtedy myślałeś? Co? Że Jus chce mnie wykorzystać? Wytłumacz mi, proszę.
- Nie potrafię. Nie potrafię wytłumaczyć ci mojego zachowania, to.. To działo się zbyt szybko. Wtedy.. Nie myślałem o tym, czy ty tego chciałaś.. Myślałem tylko, żeby go zabić. Bo nikt nie może skrzywdzić mojej siostrzyczki. NIKT.
- Ale on na prawdę nie chciał mnie skrzywdzić.. Musisz mi obiecać coś.
- Tak?
- Nie rób mi tego więcej, nie patrz na wszystkich jakby chcieli mnie tylko skrzywdzić i wykorzystać. Teraz to ty mnie skrzywdziłeś. Tak. Fizycznie i psychicznie.. Obiecaj. A teraz chodź tu do mnie, przytul mnie.
- Kocham cię siostrzyczko, przyrzekam. Nigdy więcej. - przytulił ją delikatnie, bo nie chciał jej urazić.
- Też cię kocham James. - uśmiechnęła się do niego.. Nadal w jej oczach krył się ból.
Wtedy wszedł Justin, na jego widok zakuło ją serce.. Miał całą twarz w siniakach, rozciętą wargę, brew.. Spojrzała jeszcze raz na Jamesa wymownie. On tylko spuścił wzrok. Jus podszedł do niej z delikatnym uśmiechem, na większego nie było go stać. Przytulił i pocałował bardzo, bardzo delikatnie w usta. Sama nie wyglądała najlepiej.
- Jak się czujesz? - zapytali równocześnie, po czym wybuchnęli śmiechem.
- Ty pierwsza. - zadyrygował.
- OK. Więc.. Oprócz tego, że wszystko mnie boli i nie pamiętam nic, co mnie bardzo wkurza. Too.. dobrze. - zachichotała.
- Przepraszam, gdybym się powstrzymał i nie przykleił do ciebie, to wszystko było by dobrze.. Nie było by tego - pokazuje na jej rozciętą wargę - ani tego - dotyka delikatnie siniaka pod jej okiem.
- Przestań, nie przepraszaj mnie. Przeżyję, oboje przeżyjemy. Mogło być gorzej. - uspokoiła go.
- Mmm, wiesz.. mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia - powiedział tajemniczym głosem.
- Hmm, co to za propozycja? - zapytała.
- Najpierw musisz obiecać, że się zgodzisz. - powiedział uśmiechając się zawadiacko.
- Jak to? Ale nawet nie wiem o co chodzi.. A jak mi każesz kogoś nie wiem.. zabić? - zaśmiała się.
- Haha! Mogę przysiąc, że nic z tych rzeczy. - uśmiechnął się serdecznie i złożył małego całuska na jej suchych ustach. Na wszystko patrzył James i dopiero teraz wszystko pojął.
- Dobrze, więc obiecuję że się zgodzę. - powiedziała w końcu, chociaż nie była pewna czy może mu aż tak zaufać.. W końcu nie wiedziała co mu tam po głowie chodzi.

__________________________________________________

A więc... Dołączyła do mnie moja najukochańsza przyjaciółka. Uczyniam ją 'współautorką' mojego bloga.
Vixii, kocham Cię <3