- Jak wyjdziesz ze szpitala, zapraszam, cię na randkę, ok?
- Hahahaha, nie.
- Ale przecież... Już się zgodziłaś...
- No właśnie, po co się jeszcze pytasz.?- uśmiechnął się. James uważnie przyglądał się całej sytuacji. Zrozumiał jaką krzywdę wyrządził swojej ukochanej siostrze, zrozumiał jaką krzywdę wyrządził swojemu kumplowi. Sam nie wiedział, czemu się tak zachował.
- Hej, stary, mogę chwilę z tobą pogadać.? - przerwał im przyjemną atmosferę zakochańców.
- Ta. - nie chciał mu odmawiać.
- Wyjdziemy na korytarz, siostra.
- Dobra, ale nie pozabijajcie się, ok? - wyszli. Uśmiechała się sama do siebie przypominając sobie fantastyczny moment w domu, już nie chciała przypominać sobie dalszej części. Cały czas próbowała 'odtwarzać' sobie tylko ich pocałunek.
- Stary, sorry za wczorajszy wieczór.
- Słuchaj. - westchnął ciężko, obejrzał się w prawą stronę, zarzucił ręce na swój kark, po czym je zdjął, chwilę pomyślał...- Nie powiem ci, że nie ma za co, bo jest i to nie jest małostkowa sprawa. Victoria ma połamane żebra, skręconą nogę i Bóg wie co jeszcze. Nawet lekarze do końca nie wiedzą co jej jest.
- Nie chciałem po prostu, żeby jakiś przypadkowy koleś, który teraz jest w niej zakochany po uszy, później zrobił jej krzywdę, rozumiesz.?
- I nie zrobił tego przypadkowy koleś, tylko jej rodzony, starszy, jedyny brat. James, tego się tak łatwo nie wybaczy. Spójrz tylko jak ona wygląda. Jest cała poobijana. A i...
- I..?
- I myślisz, że kto zadzwonił po karetkę.? - zawahał się, czy mu powiedzieć, czy nie.. - widziałem tylko jak Victoria zostaje wypchnięta z samochodu prosto na ulicę. Podbiegłem do niej.. Rozwiązałem ręce, nogi i odkleiłem taśmę od ust. Miała podarte ubrania, poszarpane włosy, siniaki na brzuchu, nogach, rękach i szyi. Tak jakby mam wrażenie, że....
- Że, co?
- Sam nie wiem, ale myślę, że ktoś ją zgwałcił...
- K***a mać.
- Cicho bądź... Policja za niedługo przyjedzie, może za godzinę albo za dwie, ale na pewno się pojawi. Panowie z karetki, powiedzieli, żebym nie dzwonił, oni zadzwonią jutro, czyli dziś.
- Dobra..
- Aha... Jeszcze... Wyprowadzę się od was, nie chcę już przesiadywać na waszej głowie...Ale będę wpadał do Victorii, czy tego chcesz czy nie, kocham ją.
- Możesz u nasz mieszkać, nie przeszkadzasz nam.
- Może kiedyś, James, jak przyjdzie na to czas, teraz.... Sam rozumiesz, ale to nie jest powiedziane, że wyprowadzam się jak tylko Victoria wróci do domu, chcę jeszcze przy niej pobyć, jak poczuje się lepiej, wtedy, pakuje swoje rzezy i....Sam wiesz...Nie chcę jej zostawiać samej, pomyśli, że ją olewam.
- Dobra... Chodźmy już do niej.
Spała.
Justin usiadł sobie na białym krześle obok łóżka.
Złapał ją za rękę.
- Kocham cię, Mała. - powiedział Jus. James, czuł coś dziwnego w sobie, kiedy jego bardzo bliski kumpel wypowiadał te słowa do jego siostry. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie czuł, kiedy kumple chcieli się umówić z Victorią, może dlatego, że ona to po prostu olewała.
Nagle do sali weszło dwoje ludzi. Kobieta i mężczyzna.
- Dzień dobry, my z policji. Szukamy Victorii Ross.
- Tu jest, śpi. - podniósł się powoli. - Obudzę ją. - nachylił się nad nią. - Przepraszam, ale muszę. - Pocałował ją bardzo delikatnie w usta, tak, żeby nie urazić jej w rozciętą wargę.
- Tak.? - uśmiechnęła się pogodnie.
- Policjanci przyszli, musisz zeznać w sprawie tego co się wczoraj stało.
- Dobra o ile sobie cośkolwiek przypomnę.
- Mogę panów poprosić o opuszczenie pomieszczenia.? - powiedział wysoki facet.
- Jasne. - wyszli. Nagle zrobiło się cicho. Victoria zamknęła oczy. Przełknęła głośno ślinę.
- Teraz proszę opowiedzieć co zaszło wczoraj między godziną 21:30 a 22:00.
- Ja.... Dokładnie nie pamiętam wszytskiego.
- Spokojnie, proszę opowiedzieć tylko to, co pani zapamiętała, rozumiemy, silne przeżycia...
- Więc... Mój brat James wszedł do kuchni i zastał mnie i jego kumpla prawie w trakcie pocałunku. Myślał, że Justin chce mi zrobić krzywdę, dlatego podszedł do niego i zaczęła się bójka. Chciałam ich rozdzielić, ale mój brat, nie dawał za wygraną i dostałam od niego dwa razy. Upadłam na podłogę. Widziałam jak James bił Justina, a ten próbował się bronić. Wybiegłam z domu, bo wiedziałam, ze i tak nic wielkiego nie zdziałam. Biegłam dość długo. Doszłam do parku. Chwilę posiedziałam tam i chciałam się udać do mojej przyjaciółki, bo nie chciałam wracać do domu. Sam pan rozumie. Szłam ciemną uliczką... - mówiła z coraz większym trudem... Nagle, przypomniała jej się cała sytuacja...Zaczęła płakać...
- Spokojnie.
- Już powoli mijałam tą straszną uliczkę. Kiedy nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za gardło od tyłu i ciągnie w stronę czarnego auta. Trzymał mnie tak mocno, że nie potrafiłam się wyrwać i nie byłam w stanie przerzucić go przez ramię, bo był ciężki, potężny wręcz, ale nie byłam w stanie zobaczyć jego twarzy, bo wszystko potoczyło się w tak szybkim tempie. Wrzucił mnie bez żadnych skrupułów do auta, wsiadł za kierownicę. Później doszedł do mnie, chyba jego kolega. "Ruszaj.!" krzyknął. Wyciągnął liny spod siedzenia, jedną związał mi nogi, drugą ręce. Uciął kawałek taśmy i zakleił mi usta. Potem...szarpał mnie za włosy, dotykał moich ud, bił mnie po brzuchu i wszędzie gdzie się tylko dało. A i... powiedział "będziesz teraz tylko moja"... Podarł mi ubrania. Bardzo się szarpałam. Kazał koledze się zatrzymać, otworzył drzwi i poczułam mocne uderzenie w głowę, później tylko słyszałam jak auto odjeżdżało.
Potem obudziłam się już tutaj... - otarła łzy, odwróciła głowę i spojrzała za okno, sięgała wzrokiem daleko, tak, żeby się uspokoić.
____________________________________________
Komentujcie, bo nie napiszę następnego rozdziału, kocham Was <3
Po drugiej stronie lustra...
sobota, 3 listopada 2012
czwartek, 1 listopada 2012
ROZDZIAŁ. 5
Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę w ciszy, aż przerwała ją Victoria.
- Przepraszam... - ocknęła się i wypuściła Justina z objęć.
- Nic się nie stało. - powiedział do niej i uśmiechnął się zaczerwieniony.
- Nie wiem co mnie opę... - i przerwał jej dłuugim, namiętnym pocałunkiem. - ...tało. - dokończyła, jak tylko oderwał się od niej. - wow.. - wydusiła z siebie. Uśmiechnął się do niej słodko.
Nagle do kuchni wparował James. Juustin i Victoria odskoczyli od siebie. James 'zmroził' Justina wzrokiem. Z ogromnymi nerwami brat Victorii podszedł do Jusa. Dołożył mu z całej siły w twarz. Rozpoczęła się niezła bójka. Victoria nie wiedziała co robić. Podbiegła do nich i próbowała ich rozdzielić.
- James! Głupi jesteś? - krzyknęła. Czuła jak ból rozpala twarz.
- Odejdź gówniaro.! - był tak zły, że nie powstrzymał się przed uderzeniem jej. Upadła. Zwinęła się w kłębek. Widziała jak James wykańczał Justina. Próbował się bronić, ale przed James to niemożliwe. Ma czarny pas karate i nikt nie dawał rady go pokonać.. James bił Justina wszędzie gdzie się tylko dało. Nie widziała twarzy ukochanego.. W końcu runął na ziemię. James kopnął go po brzuchu, a on jęknął z bólu. Podniosła się, zabrała bluzę z wieszaka na korytarzu. Nie mogła już na to patrzeć i wiedziała, że i tak nie zdoła obronić Jusa. Cichutko zamknęła drzwi.
Biegła przed siebie, żeby wyładować emocje. Zatrzymała się. Była w swoim ulubionym parku. Robiło się ciemno, a co za tym idzie - coraz straszniej. Oddychała szybko i ciężko. Usiadła na pobliskiej ławce, podkuliła nogi i starała się uspokoić. Cała się trzęsła z zimna i strachu.. Siedziała tak dłuższą chwilę. Wiedziała, że musi już wracać. Tylko gdzie? Nie miała zamiaru patrzeć w oczy okrutnemu bratu, a tym bardziej zmasakrowanemu Justinowi.. Postanowiła więc, że pójdzie do Kim. Wiedziała, że może na nią liczyć.
Była już prawie przy domu swojej przyjaciółki, jeszcze tylko musiała pokonać chyba najstraszniejszą, ciemną uliczkę w mieście. W sumie, to nigdy ją tu nic złego nie spotkało i nigdy nie bała się tędy chodzić. Ale jej kobieca intuicja podpowiadała, że coś się wydarzy.. Wzięła głęboki oddech i ruszyła. Mijała bezdomnych ludzi, którzy patrzyli na nią dziwnie.. Wydawałoby się, że wszystko dobrze się skończy. Odetchnęła już z ulgą, gdy widać było koniec.. Przeliczyła się.
Nagle ktoś mocno ją chwycił od tyłu, zasłonił usta dłonią i pchał w stronę samochodu. Przestraszyła się. Na prawdę bardzo, bardzo była wystraszona. Nie mogła nic zrobić. W myślach modliła się tylko o jakiś cud, o jakiegoś bohatera, który się za chwile pojawi i ją uratuje. Tak bardzo tego teraz pragnęła. Gościu wrzucił - bo nie da się tego nazwać inaczej - ją do auta i gwałtownie ruszył. W między czasie, zdążył związać jej ręce i zakleić usta. Potem wszystko potoczyło się tak szybko.. Widziała kilku mężczyzn, którzy bili ją, ciągnęli za włosy, traktowali jak śmiecia. Nie docierało do niej, co się dzieje.
Ocknęła się dopiero w wielkim, białym pomieszczeniu - szpitalu. Mało co pamiętała z tamtego zdarzenia, próbowała, grzebała usilnie w myślach ale na próżno. Rozejrzała się dookoła i zobaczyła śpiącego Jamesa w fotelu, na drugim końcu pokoju. Wzdrygnęła się, gdy przed oczami pojawił jej się obraz z tamtego dnia.. Miała nadzieje, że to wszystko było tylko zwykłym koszmarem. To nie mogło dziać się na prawdę! James przebudził się i zobaczył Victorię. Spojrzał ze smutkiem w jej oczy.
- Jak się czujesz, Mała? - zapytał zatroskany.
- Co ja tu robię? Gdzie Jus? Jak mogłeś.. - patrzyła mu prosto w oczy. Patrzyła tak, że przeszył go dreszcz. Jej wzrok był przepełniony bólem, smutkiem i wieloma innymi negatywnymi emocjami, których już nie dał rady wyczytać. Nie wytrzymał.
- Ja.. ja.. prze.. przepraszam, nie chciałem tego. Ja.. ja na prawdę przepraszam, nie wiem co mnie opętało.. To działo się tak szybko.. - tłumaczył się niezdarnie.
- Nie cofniesz czasu - popatrzyła zła na niego. - Gdzie on jest?! - podniosła nieco głos.
- Poszedł się przebrać, umyć, ogarnąć. Spał tu całą noc.. Mała, nie bądź na mnie zła.. Już jest wszystko dobrze, przeprosiłem Justina. Proszę cię. Uwierz mi. Wybacz. - nie popuszczał.
- James, jak mogłeś? Powiedz mi, jak mogłeś zrobić mi coś takiego. Co Ty sobie wtedy myślałeś? Co? Że Jus chce mnie wykorzystać? Wytłumacz mi, proszę.
- Nie potrafię. Nie potrafię wytłumaczyć ci mojego zachowania, to.. To działo się zbyt szybko. Wtedy.. Nie myślałem o tym, czy ty tego chciałaś.. Myślałem tylko, żeby go zabić. Bo nikt nie może skrzywdzić mojej siostrzyczki. NIKT.
- Ale on na prawdę nie chciał mnie skrzywdzić.. Musisz mi obiecać coś.
- Tak?
- Nie rób mi tego więcej, nie patrz na wszystkich jakby chcieli mnie tylko skrzywdzić i wykorzystać. Teraz to ty mnie skrzywdziłeś. Tak. Fizycznie i psychicznie.. Obiecaj. A teraz chodź tu do mnie, przytul mnie.
- Kocham cię siostrzyczko, przyrzekam. Nigdy więcej. - przytulił ją delikatnie, bo nie chciał jej urazić.
- Też cię kocham James. - uśmiechnęła się do niego.. Nadal w jej oczach krył się ból.
Wtedy wszedł Justin, na jego widok zakuło ją serce.. Miał całą twarz w siniakach, rozciętą wargę, brew.. Spojrzała jeszcze raz na Jamesa wymownie. On tylko spuścił wzrok. Jus podszedł do niej z delikatnym uśmiechem, na większego nie było go stać. Przytulił i pocałował bardzo, bardzo delikatnie w usta. Sama nie wyglądała najlepiej.
- Jak się czujesz? - zapytali równocześnie, po czym wybuchnęli śmiechem.
- Ty pierwsza. - zadyrygował.
- OK. Więc.. Oprócz tego, że wszystko mnie boli i nie pamiętam nic, co mnie bardzo wkurza. Too.. dobrze. - zachichotała.
- Przepraszam, gdybym się powstrzymał i nie przykleił do ciebie, to wszystko było by dobrze.. Nie było by tego - pokazuje na jej rozciętą wargę - ani tego - dotyka delikatnie siniaka pod jej okiem.
- Przestań, nie przepraszaj mnie. Przeżyję, oboje przeżyjemy. Mogło być gorzej. - uspokoiła go.
- Mmm, wiesz.. mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia - powiedział tajemniczym głosem.
- Hmm, co to za propozycja? - zapytała.
- Najpierw musisz obiecać, że się zgodzisz. - powiedział uśmiechając się zawadiacko.
- Jak to? Ale nawet nie wiem o co chodzi.. A jak mi każesz kogoś nie wiem.. zabić? - zaśmiała się.
- Haha! Mogę przysiąc, że nic z tych rzeczy. - uśmiechnął się serdecznie i złożył małego całuska na jej suchych ustach. Na wszystko patrzył James i dopiero teraz wszystko pojął.
- Dobrze, więc obiecuję że się zgodzę. - powiedziała w końcu, chociaż nie była pewna czy może mu aż tak zaufać.. W końcu nie wiedziała co mu tam po głowie chodzi.
__________________________________________________
A więc... Dołączyła do mnie moja najukochańsza przyjaciółka. Uczyniam ją 'współautorką' mojego bloga.
Vixii, kocham Cię <3
- Przepraszam... - ocknęła się i wypuściła Justina z objęć.
- Nic się nie stało. - powiedział do niej i uśmiechnął się zaczerwieniony.
- Nie wiem co mnie opę... - i przerwał jej dłuugim, namiętnym pocałunkiem. - ...tało. - dokończyła, jak tylko oderwał się od niej. - wow.. - wydusiła z siebie. Uśmiechnął się do niej słodko.
Nagle do kuchni wparował James. Juustin i Victoria odskoczyli od siebie. James 'zmroził' Justina wzrokiem. Z ogromnymi nerwami brat Victorii podszedł do Jusa. Dołożył mu z całej siły w twarz. Rozpoczęła się niezła bójka. Victoria nie wiedziała co robić. Podbiegła do nich i próbowała ich rozdzielić.
- James! Głupi jesteś? - krzyknęła. Czuła jak ból rozpala twarz.
- Odejdź gówniaro.! - był tak zły, że nie powstrzymał się przed uderzeniem jej. Upadła. Zwinęła się w kłębek. Widziała jak James wykańczał Justina. Próbował się bronić, ale przed James to niemożliwe. Ma czarny pas karate i nikt nie dawał rady go pokonać.. James bił Justina wszędzie gdzie się tylko dało. Nie widziała twarzy ukochanego.. W końcu runął na ziemię. James kopnął go po brzuchu, a on jęknął z bólu. Podniosła się, zabrała bluzę z wieszaka na korytarzu. Nie mogła już na to patrzeć i wiedziała, że i tak nie zdoła obronić Jusa. Cichutko zamknęła drzwi.
Biegła przed siebie, żeby wyładować emocje. Zatrzymała się. Była w swoim ulubionym parku. Robiło się ciemno, a co za tym idzie - coraz straszniej. Oddychała szybko i ciężko. Usiadła na pobliskiej ławce, podkuliła nogi i starała się uspokoić. Cała się trzęsła z zimna i strachu.. Siedziała tak dłuższą chwilę. Wiedziała, że musi już wracać. Tylko gdzie? Nie miała zamiaru patrzeć w oczy okrutnemu bratu, a tym bardziej zmasakrowanemu Justinowi.. Postanowiła więc, że pójdzie do Kim. Wiedziała, że może na nią liczyć.
Była już prawie przy domu swojej przyjaciółki, jeszcze tylko musiała pokonać chyba najstraszniejszą, ciemną uliczkę w mieście. W sumie, to nigdy ją tu nic złego nie spotkało i nigdy nie bała się tędy chodzić. Ale jej kobieca intuicja podpowiadała, że coś się wydarzy.. Wzięła głęboki oddech i ruszyła. Mijała bezdomnych ludzi, którzy patrzyli na nią dziwnie.. Wydawałoby się, że wszystko dobrze się skończy. Odetchnęła już z ulgą, gdy widać było koniec.. Przeliczyła się.
Nagle ktoś mocno ją chwycił od tyłu, zasłonił usta dłonią i pchał w stronę samochodu. Przestraszyła się. Na prawdę bardzo, bardzo była wystraszona. Nie mogła nic zrobić. W myślach modliła się tylko o jakiś cud, o jakiegoś bohatera, który się za chwile pojawi i ją uratuje. Tak bardzo tego teraz pragnęła. Gościu wrzucił - bo nie da się tego nazwać inaczej - ją do auta i gwałtownie ruszył. W między czasie, zdążył związać jej ręce i zakleić usta. Potem wszystko potoczyło się tak szybko.. Widziała kilku mężczyzn, którzy bili ją, ciągnęli za włosy, traktowali jak śmiecia. Nie docierało do niej, co się dzieje.
Ocknęła się dopiero w wielkim, białym pomieszczeniu - szpitalu. Mało co pamiętała z tamtego zdarzenia, próbowała, grzebała usilnie w myślach ale na próżno. Rozejrzała się dookoła i zobaczyła śpiącego Jamesa w fotelu, na drugim końcu pokoju. Wzdrygnęła się, gdy przed oczami pojawił jej się obraz z tamtego dnia.. Miała nadzieje, że to wszystko było tylko zwykłym koszmarem. To nie mogło dziać się na prawdę! James przebudził się i zobaczył Victorię. Spojrzał ze smutkiem w jej oczy.
- Jak się czujesz, Mała? - zapytał zatroskany.
- Co ja tu robię? Gdzie Jus? Jak mogłeś.. - patrzyła mu prosto w oczy. Patrzyła tak, że przeszył go dreszcz. Jej wzrok był przepełniony bólem, smutkiem i wieloma innymi negatywnymi emocjami, których już nie dał rady wyczytać. Nie wytrzymał.
- Ja.. ja.. prze.. przepraszam, nie chciałem tego. Ja.. ja na prawdę przepraszam, nie wiem co mnie opętało.. To działo się tak szybko.. - tłumaczył się niezdarnie.
- Nie cofniesz czasu - popatrzyła zła na niego. - Gdzie on jest?! - podniosła nieco głos.
- Poszedł się przebrać, umyć, ogarnąć. Spał tu całą noc.. Mała, nie bądź na mnie zła.. Już jest wszystko dobrze, przeprosiłem Justina. Proszę cię. Uwierz mi. Wybacz. - nie popuszczał.
- James, jak mogłeś? Powiedz mi, jak mogłeś zrobić mi coś takiego. Co Ty sobie wtedy myślałeś? Co? Że Jus chce mnie wykorzystać? Wytłumacz mi, proszę.
- Nie potrafię. Nie potrafię wytłumaczyć ci mojego zachowania, to.. To działo się zbyt szybko. Wtedy.. Nie myślałem o tym, czy ty tego chciałaś.. Myślałem tylko, żeby go zabić. Bo nikt nie może skrzywdzić mojej siostrzyczki. NIKT.
- Ale on na prawdę nie chciał mnie skrzywdzić.. Musisz mi obiecać coś.
- Tak?
- Nie rób mi tego więcej, nie patrz na wszystkich jakby chcieli mnie tylko skrzywdzić i wykorzystać. Teraz to ty mnie skrzywdziłeś. Tak. Fizycznie i psychicznie.. Obiecaj. A teraz chodź tu do mnie, przytul mnie.
- Kocham cię siostrzyczko, przyrzekam. Nigdy więcej. - przytulił ją delikatnie, bo nie chciał jej urazić.
- Też cię kocham James. - uśmiechnęła się do niego.. Nadal w jej oczach krył się ból.
Wtedy wszedł Justin, na jego widok zakuło ją serce.. Miał całą twarz w siniakach, rozciętą wargę, brew.. Spojrzała jeszcze raz na Jamesa wymownie. On tylko spuścił wzrok. Jus podszedł do niej z delikatnym uśmiechem, na większego nie było go stać. Przytulił i pocałował bardzo, bardzo delikatnie w usta. Sama nie wyglądała najlepiej.
- Jak się czujesz? - zapytali równocześnie, po czym wybuchnęli śmiechem.
- Ty pierwsza. - zadyrygował.
- OK. Więc.. Oprócz tego, że wszystko mnie boli i nie pamiętam nic, co mnie bardzo wkurza. Too.. dobrze. - zachichotała.
- Przepraszam, gdybym się powstrzymał i nie przykleił do ciebie, to wszystko było by dobrze.. Nie było by tego - pokazuje na jej rozciętą wargę - ani tego - dotyka delikatnie siniaka pod jej okiem.
- Przestań, nie przepraszaj mnie. Przeżyję, oboje przeżyjemy. Mogło być gorzej. - uspokoiła go.
- Mmm, wiesz.. mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia - powiedział tajemniczym głosem.
- Hmm, co to za propozycja? - zapytała.
- Najpierw musisz obiecać, że się zgodzisz. - powiedział uśmiechając się zawadiacko.
- Jak to? Ale nawet nie wiem o co chodzi.. A jak mi każesz kogoś nie wiem.. zabić? - zaśmiała się.
- Haha! Mogę przysiąc, że nic z tych rzeczy. - uśmiechnął się serdecznie i złożył małego całuska na jej suchych ustach. Na wszystko patrzył James i dopiero teraz wszystko pojął.
- Dobrze, więc obiecuję że się zgodzę. - powiedziała w końcu, chociaż nie była pewna czy może mu aż tak zaufać.. W końcu nie wiedziała co mu tam po głowie chodzi.
__________________________________________________
A więc... Dołączyła do mnie moja najukochańsza przyjaciółka. Uczyniam ją 'współautorką' mojego bloga.
Vixii, kocham Cię <3
niedziela, 14 października 2012
niedziela, 2 września 2012
ROZDZIAŁ 4.
- Nie przedstawisz mnie misiaczku.? - mruknęła w jego ucho. - Część, jestem Ever, dziś mamy pierwszą rocznicę.
- Cześć. Jestem Victoria miło mi cię poznać, weź czerwone i półwytrawne, jesteście parą od roku i nie wiesz jakie wino pije twój chłopak.?
- Tak jakoś wyszło. - uśmiechnęła się nerwowo. Victoria już ledwo powstrzymywała się od płaczu. Ever zabrała wózek i robiła dalej zakupy. Arthur stanął jak wryty i wpatrywał się w Victorię nie wiedząc co powiedzieć.
- Arthur, nie wiem jak można być takim draniem, wiesz.? Skoro miałeś dziewczynę od roku, to po co mi mówiłeś, że mnie kochasz.? Myślę, że zrobiłeś to podstępem, żeby rodzice widzieli cię przez kamery i cię zwolnili, wiesz co.? Nie rozumiem cię. Nie mogłeś normalnie i po ludzku zwolnić się z pracy, mieszkać ze swoją dziewczyną, a my mogliśmy zostać nadal przyjaciółmi. Wszystko musiałeś spieprzyć.
- A ty.? Wcale nie jesteś lepsza wiesz.? Już jeździsz na zakupy ze swoim ukochanym. Ej Justin, widzisz.? To jest tylko dziwka, nic innego. - Jus nagle zrobił się czerwony i dołożył mu z pięści, Victoria dała mu kopniaka, Arthur się przestraszył i nie wstawał z podłogi, bo wiedział, że Victoria jest silniejsza od niego, ale nie dobije leżącego. Stała i patrzyła na niego ze łzami w oczach.
- Chodź od tego gnojka. - objął ją ramieniem. Za jakieś 5 minut Justinowi ścierpła ręka, ale nie chciał jej o tym mówić.- Chodź, zapłacimy i jedziemy do domu.
- Okey. - Victoria szlochała. Było jej cholernie przykro, że straciła przyjaciela. Dlaczego ją tak nazwał, co ona mu zrobiła, przecież nie tak dawno byli najlepszymi przyjaciółmi.
20 MINUT PÓŹNEJ
Para znajomych przekroczyła próg domu. Justin położył zakupy na stole, a Victoria szybko pobiegła do pokoju. Zdjęła buty i bluzę i rzuciła się na łóżko. Skuliła się i płakała, nie mogła przestać. No i dobrze... Tyle razy tłumiła w sobie emocje, tak żeby nikt nie musiał się nad nią litować i się nią przejmować i tak rzeczywiście było. Nikt się nią nie przejmował, w jej urodziny jej najukochańszy brat wychodził, kumple zapominali, a Arthur zawsze kupował pączka z czekoladą, wkładał jedną świeczkę i tak oboje co roku sobie świętowali, nawet rodziców nie obchodziło to jak spędzała swoje urodziny, mogła wychodzić, ćpać, palić, pić i pieprzyć się do woli, a i tak nikt by się tym nie przejął. Poszła do garderoby, ubrała się w dres i położyła się na łóżku zaraz obok sterty zużytych chusteczek higienicznych, obkręciła się na bok i szlochała po cichutku. Zamknęła oczy.. Marzyła o tym, żeby teraz jej mama zapukała do pokoju i dała jej gorącą czekoladę i żeby poprosiła, żeby opowiedziała jej wszystko, później przytuliła i pocałowała w czoło. Tak nie było nigdy, nawet w święta. Ona i James ubierali choinkę, gotowali razem, kiedy pojawiała się pierwsza gwiazdka na niebie James lekko ją unosił, a ona zawieszała z ogromnym trudem aniołka na sam czubek ogromnej aż do sufitu choinki.
W jej życiu pojawił się ktoś ważny - Justin. Nie wie jeszcze co do niego czuje, ale już wie, że jest przystojny, miły, opiekuńczy i kochany...
Justin rozpakował zakupy, przygotował dwa kubki i zrobił gorącą czekoladę, zapukał do pokoju Victorii, ale nikt mu nie odpowiadał. "Boże, żeby tylko nic sobie nie zrobiła" Odstawił kubki na ziemię.
- Victoria ! - krzyczał, ale nikt nie odpowiadał. Otworzył drzwi, a Victoria słodko spała. Przyglądał się jej około 2 minut, podszedł do niej, przykrył ją kocem i pocałował w czoło.
Wziął gorącą czekoladę i zszedł na dół, wylał i poszedł do salonu. Usiadł na kanapie, pomyślał chwilę i wziął pilot od telewizora. Przerzucał z kanału na kanał, ale nic ciekawego nie było. Nagle rozdzwonił się telefon domowy. Justin troszkę bał się podejść, bo jeszcze rozpoznają jego głos, ale pomyślał o Victorii bo przecież telefon ją obudzi.
- Tak, słucham.
- Yyy, James.? - Justin usłyszał dziewczęcy głos po drugiej stronie słuchawki.
- Nie, Jamesa nie ma, jestem Justin, jestem kumplem Jamesa i Victorii, coś przekazać.?
- Chciałam spytać, czy mogę przyjść do Victorii, jestem jej przyjaciółką.
- Wiesz, Victoria teraz śpi, ale jak chcesz, to możesz przyjść, poczekać na nią, aż się obudzi, tylko chciałbym Cię o coś prosić.
- Tak?
- Nikomu nie mów o tym, że odebrałem ten telefon, a jak się spotkamy, to nikomu o tym spotkaniu ani słowa.
- Czemu.?
- Po prostu, to moja prośba, okey.
- Jasne.
- OK. dzięki, to do zobaczenia.
- Cześć.
"No to będzie wesoło" pomyślał. Wyłączył tv, podszedł do lodówki, bo zrobił się okropnie głodny. "Ahh, Victoria miała zrobić coś do jedzenia". Szukał, szukał... Wpadł na pomysł, że on może coś ugotować. Wyjął wszystko co było potrzebne do jego dania. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Bez namysłu poszedł otworzyć. Stała przed nim niebieskooka dziewczyna. Przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć. Stali chwilę, Justin nie wiedział co ma zrobić. Stali tak w progu.
- Cześć, jestem Justin.
- Ja Kim, milo cię poznać. - rypnęła co jej ślina na język przyniosła.
- Wejdź do środka, co prawda Victoria jeszcze śpi, ale poczekamy na nią.
- Okey. - przyjrzała mu się dokładnie. Rzuciła torebkę na kanapę. Zawsze tak robiła. - Gotujesz.? - zapytała widząc biały ręcznik kuchenny na jego ramieniu.
- Próbuję.
- A co gotujesz.?
- Ryż z warzywkami i filetem z kurczaka na ostro.
- Mniam.
- Uwaga, program o gotowaniu rozpoczęty. - uśmiechnął się Jus.
"Ciacho" pomyślała Kim.
15 MINUT PÓŹNIEJ
- Mmm, co to za zapachy.? - powiedziała Victoria powoli schodząc po schodach.
- Ugotowałem dla ciebie. - uśmiechnął się słodko. " Płakała" pomyślał widząc jej spuchniętą twarz. - Chodź, siadaj zaraz podam.
- Ekhem. - chrząknęła Kim.
- Aa, Kim do ciebie przyszła.
- Cześć, kochana. - uścisnęła ją mocno przyjaciółka. - Co się stało, masz spuchniętą twarz.
- Nic takiego, po prostu, już nie jestem z Arthurem. - rozpłakała się ponownie.
- No już, cichutko, kochanie. - otarła jej łzy z policzka
- Okey. Już nie chcę płakać, wiesz.. Dość.
- No i dobrze.
- Dziewczyny, przepraszam was, że wam przerywam, ale chodźcie, bo wam wystygnie, a moja praca, ciężka praca nie może pójść na marne. Dziewczyny siadły do stołu. Pachniało ślicznie.
- Vici, przejdźmy się gdzieś razem, nie wiem.. gdziekolwiek.
- Dobra. - powiedziała kończąc swoją porcję.
- Boże, już 17 godzina, ja muszę się już zbierać, bo Alex miał do mnie przyjść. - zmyśliła, dziwnie się czuła w ich towarzystwie, czuła chemię między nimi.
- Pamiętasz, co mi obiecałaś. Choćby nie wiem jak bardzo ci się cisnęło na usta, nikomu ani słowa. - powiedział kiedy już Kim naciskała klamkę od drzwi wyjściowych.
- Dziękuję. - powiedziała Victoria.
- Ja również.
- Pozmywam.
- Nie, ja to zrobię.
- Justin. - posłała mu mrożące spojrzenie.
- Dobra.. - usiadł posłusznie na miejsce.
W prawdzie Victorii nie chciało się zmywać, więc opłuknęła talerze i włożyła do zmywarki.
- Wiesz, Justin, może pójdziemy na jakąś imprezę, czy coś. - podeszła do niego bardzo, bardzo blisko.
- Masz ochotę na imrezę.
- Nie. - rzuciła.
- No, to dobrze wiedzieć.
Spojrzała mu prosto w oczy. Zarzuciła mu ręce na szuje wspięła się na palce (Justin był od niej trochę wyższy), jedną rękę wplotła w jego włosy, a drugą zostawiła na szyi i musnęła bardzo delikatnie jego malinowe usta...
- Cześć. Jestem Victoria miło mi cię poznać, weź czerwone i półwytrawne, jesteście parą od roku i nie wiesz jakie wino pije twój chłopak.?
- Tak jakoś wyszło. - uśmiechnęła się nerwowo. Victoria już ledwo powstrzymywała się od płaczu. Ever zabrała wózek i robiła dalej zakupy. Arthur stanął jak wryty i wpatrywał się w Victorię nie wiedząc co powiedzieć.
- Arthur, nie wiem jak można być takim draniem, wiesz.? Skoro miałeś dziewczynę od roku, to po co mi mówiłeś, że mnie kochasz.? Myślę, że zrobiłeś to podstępem, żeby rodzice widzieli cię przez kamery i cię zwolnili, wiesz co.? Nie rozumiem cię. Nie mogłeś normalnie i po ludzku zwolnić się z pracy, mieszkać ze swoją dziewczyną, a my mogliśmy zostać nadal przyjaciółmi. Wszystko musiałeś spieprzyć.
- A ty.? Wcale nie jesteś lepsza wiesz.? Już jeździsz na zakupy ze swoim ukochanym. Ej Justin, widzisz.? To jest tylko dziwka, nic innego. - Jus nagle zrobił się czerwony i dołożył mu z pięści, Victoria dała mu kopniaka, Arthur się przestraszył i nie wstawał z podłogi, bo wiedział, że Victoria jest silniejsza od niego, ale nie dobije leżącego. Stała i patrzyła na niego ze łzami w oczach.
- Chodź od tego gnojka. - objął ją ramieniem. Za jakieś 5 minut Justinowi ścierpła ręka, ale nie chciał jej o tym mówić.- Chodź, zapłacimy i jedziemy do domu.
- Okey. - Victoria szlochała. Było jej cholernie przykro, że straciła przyjaciela. Dlaczego ją tak nazwał, co ona mu zrobiła, przecież nie tak dawno byli najlepszymi przyjaciółmi.
20 MINUT PÓŹNEJ
Para znajomych przekroczyła próg domu. Justin położył zakupy na stole, a Victoria szybko pobiegła do pokoju. Zdjęła buty i bluzę i rzuciła się na łóżko. Skuliła się i płakała, nie mogła przestać. No i dobrze... Tyle razy tłumiła w sobie emocje, tak żeby nikt nie musiał się nad nią litować i się nią przejmować i tak rzeczywiście było. Nikt się nią nie przejmował, w jej urodziny jej najukochańszy brat wychodził, kumple zapominali, a Arthur zawsze kupował pączka z czekoladą, wkładał jedną świeczkę i tak oboje co roku sobie świętowali, nawet rodziców nie obchodziło to jak spędzała swoje urodziny, mogła wychodzić, ćpać, palić, pić i pieprzyć się do woli, a i tak nikt by się tym nie przejął. Poszła do garderoby, ubrała się w dres i położyła się na łóżku zaraz obok sterty zużytych chusteczek higienicznych, obkręciła się na bok i szlochała po cichutku. Zamknęła oczy.. Marzyła o tym, żeby teraz jej mama zapukała do pokoju i dała jej gorącą czekoladę i żeby poprosiła, żeby opowiedziała jej wszystko, później przytuliła i pocałowała w czoło. Tak nie było nigdy, nawet w święta. Ona i James ubierali choinkę, gotowali razem, kiedy pojawiała się pierwsza gwiazdka na niebie James lekko ją unosił, a ona zawieszała z ogromnym trudem aniołka na sam czubek ogromnej aż do sufitu choinki.
W jej życiu pojawił się ktoś ważny - Justin. Nie wie jeszcze co do niego czuje, ale już wie, że jest przystojny, miły, opiekuńczy i kochany...
Justin rozpakował zakupy, przygotował dwa kubki i zrobił gorącą czekoladę, zapukał do pokoju Victorii, ale nikt mu nie odpowiadał. "Boże, żeby tylko nic sobie nie zrobiła" Odstawił kubki na ziemię.
- Victoria ! - krzyczał, ale nikt nie odpowiadał. Otworzył drzwi, a Victoria słodko spała. Przyglądał się jej około 2 minut, podszedł do niej, przykrył ją kocem i pocałował w czoło.
Wziął gorącą czekoladę i zszedł na dół, wylał i poszedł do salonu. Usiadł na kanapie, pomyślał chwilę i wziął pilot od telewizora. Przerzucał z kanału na kanał, ale nic ciekawego nie było. Nagle rozdzwonił się telefon domowy. Justin troszkę bał się podejść, bo jeszcze rozpoznają jego głos, ale pomyślał o Victorii bo przecież telefon ją obudzi.
- Tak, słucham.
- Yyy, James.? - Justin usłyszał dziewczęcy głos po drugiej stronie słuchawki.
- Nie, Jamesa nie ma, jestem Justin, jestem kumplem Jamesa i Victorii, coś przekazać.?
- Chciałam spytać, czy mogę przyjść do Victorii, jestem jej przyjaciółką.
- Wiesz, Victoria teraz śpi, ale jak chcesz, to możesz przyjść, poczekać na nią, aż się obudzi, tylko chciałbym Cię o coś prosić.
- Tak?
- Nikomu nie mów o tym, że odebrałem ten telefon, a jak się spotkamy, to nikomu o tym spotkaniu ani słowa.
- Czemu.?
- Po prostu, to moja prośba, okey.
- Jasne.
- OK. dzięki, to do zobaczenia.
- Cześć.
"No to będzie wesoło" pomyślał. Wyłączył tv, podszedł do lodówki, bo zrobił się okropnie głodny. "Ahh, Victoria miała zrobić coś do jedzenia". Szukał, szukał... Wpadł na pomysł, że on może coś ugotować. Wyjął wszystko co było potrzebne do jego dania. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Bez namysłu poszedł otworzyć. Stała przed nim niebieskooka dziewczyna. Przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć. Stali chwilę, Justin nie wiedział co ma zrobić. Stali tak w progu.
- Cześć, jestem Justin.
- Ja Kim, milo cię poznać. - rypnęła co jej ślina na język przyniosła.
- Wejdź do środka, co prawda Victoria jeszcze śpi, ale poczekamy na nią.
- Okey. - przyjrzała mu się dokładnie. Rzuciła torebkę na kanapę. Zawsze tak robiła. - Gotujesz.? - zapytała widząc biały ręcznik kuchenny na jego ramieniu.
- Próbuję.
- A co gotujesz.?
- Ryż z warzywkami i filetem z kurczaka na ostro.
- Mniam.
- Uwaga, program o gotowaniu rozpoczęty. - uśmiechnął się Jus.
"Ciacho" pomyślała Kim.
15 MINUT PÓŹNIEJ
- Mmm, co to za zapachy.? - powiedziała Victoria powoli schodząc po schodach.
- Ugotowałem dla ciebie. - uśmiechnął się słodko. " Płakała" pomyślał widząc jej spuchniętą twarz. - Chodź, siadaj zaraz podam.
- Ekhem. - chrząknęła Kim.
- Aa, Kim do ciebie przyszła.
- Cześć, kochana. - uścisnęła ją mocno przyjaciółka. - Co się stało, masz spuchniętą twarz.
- Nic takiego, po prostu, już nie jestem z Arthurem. - rozpłakała się ponownie.
- No już, cichutko, kochanie. - otarła jej łzy z policzka
- Okey. Już nie chcę płakać, wiesz.. Dość.
- No i dobrze.
- Dziewczyny, przepraszam was, że wam przerywam, ale chodźcie, bo wam wystygnie, a moja praca, ciężka praca nie może pójść na marne. Dziewczyny siadły do stołu. Pachniało ślicznie.
- Vici, przejdźmy się gdzieś razem, nie wiem.. gdziekolwiek.
- Dobra. - powiedziała kończąc swoją porcję.
- Boże, już 17 godzina, ja muszę się już zbierać, bo Alex miał do mnie przyjść. - zmyśliła, dziwnie się czuła w ich towarzystwie, czuła chemię między nimi.
- Pamiętasz, co mi obiecałaś. Choćby nie wiem jak bardzo ci się cisnęło na usta, nikomu ani słowa. - powiedział kiedy już Kim naciskała klamkę od drzwi wyjściowych.
- Dziękuję. - powiedziała Victoria.
- Ja również.
- Pozmywam.
- Nie, ja to zrobię.
- Justin. - posłała mu mrożące spojrzenie.
- Dobra.. - usiadł posłusznie na miejsce.
W prawdzie Victorii nie chciało się zmywać, więc opłuknęła talerze i włożyła do zmywarki.
- Wiesz, Justin, może pójdziemy na jakąś imprezę, czy coś. - podeszła do niego bardzo, bardzo blisko.
- Masz ochotę na imrezę.
- Nie. - rzuciła.
- No, to dobrze wiedzieć.
Spojrzała mu prosto w oczy. Zarzuciła mu ręce na szuje wspięła się na palce (Justin był od niej trochę wyższy), jedną rękę wplotła w jego włosy, a drugą zostawiła na szyi i musnęła bardzo delikatnie jego malinowe usta...
wtorek, 14 sierpnia 2012
Niemoc w moim mózgu.!!!
Bardzo przepraszam, że Was zawodzę, ale niemoc w moim mózgu wygrała... Myślę, że za jakiś czas napiszę, może w roku szkolnym, a może nawet trochę wcześniej :)
Pozdrawiam, trzymajcie się ciepło, paa ,<3
Pozdrawiam, trzymajcie się ciepło, paa ,<3
czwartek, 26 lipca 2012
ROZDZIAŁ 3.
Victoria obudziła się o 11:00. Spojrzała na swojego brata. Chwilę zastanowiła się co tu robi. "A no tak, burza..". Pomyślała.
- James, James.?
- Tak.? - powiedział przez sen, raczej wymamrotał.
- Wezmę prysznic i umyję się w twojej łazience, ok.?
- Mhm. - chyba nie wiedział, co mówi. Victoria wiedziała, że James nie lubi, kiedy przebywa w jego łazience. Ale skoro jej pozwolił... Posiedziała chwilę na skraju łóżka. "Wywaliła Arthura" pomyślała. "Moja mama wywaliła Arthura, chyba powinna liczyć się z moimi uczuciami.?"
Jak zwykle, co rano, kiedy wstała z łóżka szurała po podłodze swoimi stopami. Jednak dywan Jamesa nie był taki przyjemny jak jej ukochany dywanik w jej pokoju, który codziennie był odkurzany przez Arthura. No właśnie był. To dobre słowo. Już nie będzie. A jeśli będzie, to pewnie przez jakiegoś starego kamerdynera, który nie będzie przystojny, młody i nie będzie miał pięknych jasno niebieski oczów jak Arthur. Victoria weszła do kabiny prysznicowej i puściła na siebie strumień lodowatej wody. Później zmieniła na ciepłą, bo nogi jej zmarzły. Wyszła, czyściutka. Owinęła się ręcznikiem i mokre włosy wytarła starannie. Umyła zęby, odświeżyła twarz. Wyszła z łazienki. Ręcznik przykrywał jej ledwo pupę. James nadal spał. Wymknęła się cichutko z pokoju, jeszcze spojrzała dla upewnienia, czy czasem nie obudziła brata. Odwróciła się szybko i wpadła w gołą klatę Justina.
- Przepraszam. - powiedziała.
- Nie to ja przepraszam. - powiedział i zmierzył ją od stóp do głowy, a później powrócił do jej chudych nóg. - Yyy.... idziesz na śniadanie.? - zapytał.
- Za chwilkę, tylko się ubiorę.
"Dla mnie nie musisz się ubierać." Pomyślał. Nagle po pomyślanych słowach pustka ogarnęła jego mózg. "Dobra, stary, ona ma szesnaście lat." Myślał dalej. Widocznie mózg nabrał wartości.
Victoria weszła do pokoju i skierowała się do garderoby i starannie przejrzała wszystkie ubrania. Ubierając się i malując cały czas myślała o Justinie, w prawdzie nie wiedziała czemu "Przestań". Karciła się w myślach. Jeszcze wychodząc na śniadanie przejrzała się dużym lustrze. Była ubrana w jeansowe spodenki, szarą bluzkę, brązowe sandałki plus dodatki.
Victoria schodząc na śniadanie zajrzała do pokoju Arthura, ale jego już nie było. "Nawet się ze mną nie pożegnał" pomyślała.
- Cześć - powiedziała widząc Justina przy stole.
- Hej. - przygotowałem ci śniadanie - uśmiechnął się, Victoria nie mogła oderwać wzroku od oczu o kolorze gorzkiej czekolady i białe zęby, które właśnie odsłonił poszerzając swój uśmiech.
-Dzięki, nie trzeba było.
- Nie ma za co, ważne żeby tobie smakowało - śliczny uśmiech nie schodził z twarzy Justina. Victoria mimo swojej woli też się uśmiechnęła i całkiem zapomniała o Arthurze. " Justin jest taki uroczy." pomyślała. "Ona jest taka urocza" pomyślał. Jego oczy powędrowały w stronę jej jasno - brązowych oczu. Victoria znowu czuła jak jego wzrok przeszywa ją. Tak jak za pierwszym razem kiedy się spotkali. Dziewczyna zaczerwieniła się.
- Wiesz... - zaczął Justin. - Idziemy z Jamesem do kina na jakiś horror, może chciałabyś z nami pójść.?
- Jasne, lubię horrory, więc z chęcią się z wami zabiorę, jeśli nie będę przeszkadzać.
- Nie będziesz, no coś ty.
- No to ok. - dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, a chłopak odwzajemnił uśmiech. Justin patrzył w jej ciemne oczy, były piękne. - Justin. Mam pytanie.
- Tak.?
- Czy mógłbyś ze mną jechać po zakupy do sklepu, bo nie chce mi się tłuc autobusami, ani taksówkami.
- Jasne, teraz.?
- A jesteś gotowy.?
- Jasne, że tak.
- Ok, to dokończ śniadanie, a ja już dziękuję.
- Zostaniesz ze mną przy stole, bo nie lubię sam siedzieć. - zrobił oczy pięciolatka.
- Zastanę. - jadł i jadł. Victoria czekała cierpliwie i przyglądała się jego twarzy. Bieber był przystojny.
- Dziękuję. - powiedział. Victoria zaśmiała się.
- Co.?
- Nic, poczekaj nie ruszaj się. - Victoria chwyciła ręcznik i wytarła Justinowi policzek i nos. Chłopak śledził ją wzrokiem, a ta się śmiała. Później on też zaczął się śmiał. James wpadł do kuchni.
- Nie pozwolę na to. - James podszedł zdenerwowany do Justina pociągnął go za bluzkę. - Jak możesz podrywać moją siostrę.
- Człowieku, przestań. Jesteś przewrażliwiony. Byłem brudny, a ona mi wytarła sos z policzka.
- To prawda, James, uspokój się.
- Jak jej coś zrobisz to pożałujesz.
- Przestań. Vici jedziemy.? - powiedział, aby się oderwać od całej żenującej sytuacji, James podszedł do wyspy kuchennej i kroił chleb na kanapki.
- Jasne, chodź. - zgarnęła torebkę z kanapy i poszli. Justin przez całą drogę do sklepu nie mógł się oprzeć jej nogom i uśmiechał się całą drogę.
- Przestań. - powiedziała uśmiechnięta.
- Ale co.?
- Przestań na mnie patrzeć.
- Nie przestanę, jesteś śliczna. - było akurat czerwone światło. Justin spojrzał jej prosto w oczy. Odgarnął blond włosy z policzków. Przybliżył się. Victoria ruszyła się w jego stronę.
- Czekaj, nie ruszaj się. - wyszeptał i uśmiechnął się.
- Co się stało.? Paparazzi. - Justin kiwnął twierdząco głową. Przybliżył się do niej i złożył jej delikatnego całusa na bladym policzku, który zaraz się zaczerwienił. Nagle usłyszeli klakson samochodu stojącego za nimi.
- Justin, zielone, głupoto.
- Zielony... Ładny, kolor. - parsknął śmiechem i ruszył.
Dojechali do sklepu. Justin wiózł wózek, a Victoria szła obok niego.
- Wiesz, że nie spodziewała się, że kiedykolwiek poznam Biebera.
- No widzisz.? A ja nigdy się nie spodziewałem, że kiedykolwiek poznam taką piękną dziewczynę.
- Nie ładnie jest kłamać.
- Nie ładnie jest nie przyjmować komplementów. - Victoria słodko się zaśmiała. Justin patrzył na nią, w prawdzie był wpatrzony jak w obrazek. Kiedy nagle poczuł, że z kimś się stuknął wózkiem.
- Arthur.! - krzyknęła Victoria.
- Cześć. - uśmiechnął się, ale był taki nie swój. Victoria doszła do niego i chciała go pocałować, a on zrobił unik. - Sorry spieszę się, bardzo.
- Ale tak, żeby nawet się nie przywitać.?
- Tak, przepraszam, robię zakupy do pracy. - nagle do Arthura podeszła nieznajoma dla Victoria i Biebera dziewczyna.
- Kochanie wziąć białe czy czerwone wino na dzisiejszą kolację, na naszą pierwszą rocznicę.?
- James, James.?
- Tak.? - powiedział przez sen, raczej wymamrotał.
- Wezmę prysznic i umyję się w twojej łazience, ok.?
- Mhm. - chyba nie wiedział, co mówi. Victoria wiedziała, że James nie lubi, kiedy przebywa w jego łazience. Ale skoro jej pozwolił... Posiedziała chwilę na skraju łóżka. "Wywaliła Arthura" pomyślała. "Moja mama wywaliła Arthura, chyba powinna liczyć się z moimi uczuciami.?"
Jak zwykle, co rano, kiedy wstała z łóżka szurała po podłodze swoimi stopami. Jednak dywan Jamesa nie był taki przyjemny jak jej ukochany dywanik w jej pokoju, który codziennie był odkurzany przez Arthura. No właśnie był. To dobre słowo. Już nie będzie. A jeśli będzie, to pewnie przez jakiegoś starego kamerdynera, który nie będzie przystojny, młody i nie będzie miał pięknych jasno niebieski oczów jak Arthur. Victoria weszła do kabiny prysznicowej i puściła na siebie strumień lodowatej wody. Później zmieniła na ciepłą, bo nogi jej zmarzły. Wyszła, czyściutka. Owinęła się ręcznikiem i mokre włosy wytarła starannie. Umyła zęby, odświeżyła twarz. Wyszła z łazienki. Ręcznik przykrywał jej ledwo pupę. James nadal spał. Wymknęła się cichutko z pokoju, jeszcze spojrzała dla upewnienia, czy czasem nie obudziła brata. Odwróciła się szybko i wpadła w gołą klatę Justina.
- Przepraszam. - powiedziała.
- Nie to ja przepraszam. - powiedział i zmierzył ją od stóp do głowy, a później powrócił do jej chudych nóg. - Yyy.... idziesz na śniadanie.? - zapytał.
- Za chwilkę, tylko się ubiorę.
"Dla mnie nie musisz się ubierać." Pomyślał. Nagle po pomyślanych słowach pustka ogarnęła jego mózg. "Dobra, stary, ona ma szesnaście lat." Myślał dalej. Widocznie mózg nabrał wartości.
Victoria weszła do pokoju i skierowała się do garderoby i starannie przejrzała wszystkie ubrania. Ubierając się i malując cały czas myślała o Justinie, w prawdzie nie wiedziała czemu "Przestań". Karciła się w myślach. Jeszcze wychodząc na śniadanie przejrzała się dużym lustrze. Była ubrana w jeansowe spodenki, szarą bluzkę, brązowe sandałki plus dodatki.
Victoria schodząc na śniadanie zajrzała do pokoju Arthura, ale jego już nie było. "Nawet się ze mną nie pożegnał" pomyślała.
- Cześć - powiedziała widząc Justina przy stole.
- Hej. - przygotowałem ci śniadanie - uśmiechnął się, Victoria nie mogła oderwać wzroku od oczu o kolorze gorzkiej czekolady i białe zęby, które właśnie odsłonił poszerzając swój uśmiech.
-Dzięki, nie trzeba było.
- Nie ma za co, ważne żeby tobie smakowało - śliczny uśmiech nie schodził z twarzy Justina. Victoria mimo swojej woli też się uśmiechnęła i całkiem zapomniała o Arthurze. " Justin jest taki uroczy." pomyślała. "Ona jest taka urocza" pomyślał. Jego oczy powędrowały w stronę jej jasno - brązowych oczu. Victoria znowu czuła jak jego wzrok przeszywa ją. Tak jak za pierwszym razem kiedy się spotkali. Dziewczyna zaczerwieniła się.
- Wiesz... - zaczął Justin. - Idziemy z Jamesem do kina na jakiś horror, może chciałabyś z nami pójść.?
- Jasne, lubię horrory, więc z chęcią się z wami zabiorę, jeśli nie będę przeszkadzać.
- Nie będziesz, no coś ty.
- No to ok. - dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, a chłopak odwzajemnił uśmiech. Justin patrzył w jej ciemne oczy, były piękne. - Justin. Mam pytanie.
- Tak.?
- Czy mógłbyś ze mną jechać po zakupy do sklepu, bo nie chce mi się tłuc autobusami, ani taksówkami.
- Jasne, teraz.?
- A jesteś gotowy.?
- Jasne, że tak.
- Ok, to dokończ śniadanie, a ja już dziękuję.
- Zostaniesz ze mną przy stole, bo nie lubię sam siedzieć. - zrobił oczy pięciolatka.
- Zastanę. - jadł i jadł. Victoria czekała cierpliwie i przyglądała się jego twarzy. Bieber był przystojny.
- Dziękuję. - powiedział. Victoria zaśmiała się.
- Co.?
- Nic, poczekaj nie ruszaj się. - Victoria chwyciła ręcznik i wytarła Justinowi policzek i nos. Chłopak śledził ją wzrokiem, a ta się śmiała. Później on też zaczął się śmiał. James wpadł do kuchni.
- Nie pozwolę na to. - James podszedł zdenerwowany do Justina pociągnął go za bluzkę. - Jak możesz podrywać moją siostrę.
- Człowieku, przestań. Jesteś przewrażliwiony. Byłem brudny, a ona mi wytarła sos z policzka.
- To prawda, James, uspokój się.
- Jak jej coś zrobisz to pożałujesz.
- Przestań. Vici jedziemy.? - powiedział, aby się oderwać od całej żenującej sytuacji, James podszedł do wyspy kuchennej i kroił chleb na kanapki.
- Jasne, chodź. - zgarnęła torebkę z kanapy i poszli. Justin przez całą drogę do sklepu nie mógł się oprzeć jej nogom i uśmiechał się całą drogę.
- Przestań. - powiedziała uśmiechnięta.
- Ale co.?
- Przestań na mnie patrzeć.
- Nie przestanę, jesteś śliczna. - było akurat czerwone światło. Justin spojrzał jej prosto w oczy. Odgarnął blond włosy z policzków. Przybliżył się. Victoria ruszyła się w jego stronę.
- Czekaj, nie ruszaj się. - wyszeptał i uśmiechnął się.
- Co się stało.? Paparazzi. - Justin kiwnął twierdząco głową. Przybliżył się do niej i złożył jej delikatnego całusa na bladym policzku, który zaraz się zaczerwienił. Nagle usłyszeli klakson samochodu stojącego za nimi.
- Justin, zielone, głupoto.
- Zielony... Ładny, kolor. - parsknął śmiechem i ruszył.
Dojechali do sklepu. Justin wiózł wózek, a Victoria szła obok niego.
- Wiesz, że nie spodziewała się, że kiedykolwiek poznam Biebera.
- No widzisz.? A ja nigdy się nie spodziewałem, że kiedykolwiek poznam taką piękną dziewczynę.
- Nie ładnie jest kłamać.
- Nie ładnie jest nie przyjmować komplementów. - Victoria słodko się zaśmiała. Justin patrzył na nią, w prawdzie był wpatrzony jak w obrazek. Kiedy nagle poczuł, że z kimś się stuknął wózkiem.
- Arthur.! - krzyknęła Victoria.
- Cześć. - uśmiechnął się, ale był taki nie swój. Victoria doszła do niego i chciała go pocałować, a on zrobił unik. - Sorry spieszę się, bardzo.
- Ale tak, żeby nawet się nie przywitać.?
- Tak, przepraszam, robię zakupy do pracy. - nagle do Arthura podeszła nieznajoma dla Victoria i Biebera dziewczyna.
- Kochanie wziąć białe czy czerwone wino na dzisiejszą kolację, na naszą pierwszą rocznicę.?
sobota, 21 lipca 2012
ROZDZIAŁ 2.
Victoria zeszła na dół.
- Możesz do niego wrócić. - powiedziała z lekkim smutkiem w głosie. James poszedł do Justina
- Obiad czeka na ciebie na stole.
- Arthur?
- Tak?
- Zjesz ze mną.?
- No jasne.
To z nim Victoria mogła porozmawiać o wszystkim. Rozmawiali i jedli. W prawdzie spaghetti im wystygło, ale rozmowa się kleiła.
- Dziękuję. - powiedziała Victoria odsuwając talerz.
- Ja również. - Arthur włożył talerze do zmywarki, posprzątał i wszystko było ok.
Emma kierowała się do swojego pokoju na górę.
- Victoria.?
- Słucham.?
- Może mogłabyś...Chciałabyś... - podrapał się po głowie, robiąc seksowną minę i nie wiedział co wymyślić, Victoria wiedziała co w tym momencie zrobić, ale chciała, żeby Arthur dalej się tak słodko jąkał. - Może miałabyś ochotę...Oj nie bądź brutalna. - spojrzał na nią z wyrzutem.
- Z chęcią pójdę na spacer. - uśmiechnęła się szeroko.
- Czytasz mi w myślach. - powiedział sam do siebie pod nosem.
- Słucham.?
- Nie, to znaczy super, to co ? Za pół godzinki.?
- Daj mi piętnaście minut. - pobiegła szybko na górę. Szybko podkręciła włosy, poprawiła makijaż, ale nadal wyglądała naturalnie. Po raz pierwszy od kilku miesięcy założyła spódnicę, ale buty na płaskim obowiązywały. Założyła bokserkę, do tego spódnicę od pasa nad kolana i rzymianki. Psiknęła się mgiełką najdroższych perfum, których używała tylko na specjalne okazje. Arthur czekał na nią. Spodobał się Victorii. Miał na sobie koszulę z długim rękawem, ale podwinął je. Spodnie skaty i buty tego samego typu.
- Hej piękna, znamy się.?
- Hej przystojniaku. Chyba na to pora, co pan proponuje.?
- Mów mi Arthur. Proponuję pójście do kina, a później na coś słodkiego może.?
- Czyli randka.?
- Można tak powiedzieć. - Arthur chwycił Victorię a rękę i szli w równym tempie. Oczywiście od razu zaczęli temat i przeskakiwali z jednego do drugiego byli w szoku, że tyle ich łączy. W końcu doszli na miejsce.
- To jaki repertuar wybieramy..? Może jakąś komedię romantyczną.?
- Myślę, że tak.
- To ja idę zapłacić, a ty poczekaj.
- Ok, ale masz kasę.?
- No... Pracuję u byłej modelki i reżysera.
Emma uśmiechnęła się zniewalająco. Poczekała na niego na ławeczce. Jeszcze Arthur załatwił popcorn i colę i poszli na seans. Cały film siedzieli przytuleni do siebie, nawet o tym nie wiedząc. Arthur chyba troszkę przysnął.
- Arthur, już się skończyło, wstawaj.
- Już.? - obudził się i obdarzył ją ciepłym uśmiechem, który Victoria uwielbiała. Wcale nie miała mu za złe, że usnął, bo film był faktycznie dla kobiet i nawet Victorię nudził. Kiedy wyszli z kina czekała ją niespodzianka przygotowana przez kamerdynera. Kiedy Arthur zaprowadził ją do parku czekał na nich kocyk, a na kocyku koszyk wypełniony owocami i słodyczami.
- Podoba ci się.?
- No jasne. - usiedli na kocyku.
- Wiesz?
- Co.?
- Bo ty podobasz mi się od dawna.
- A ja ci się podobam.? - zapytała Victoria. Arthur siedział podparty rękami o koc, a na jego nogach leżała Victoria.
- Księżniczko. Jest fajnie, ale muszę wracać. Kolacja czeka na przygotowanie.
- Zamówimy pizzę.
- A masz ochotę na pizzę?
- Mam. Skoro ma to przedłużyć czas, dzięki któremu mogę być tu z tobą, to mam i to wielką.
Arthur zaśmiał się.
- No to zamówimy pizzę. - chwila milczenia. - Victoria.?
- Tak.? - spojrzała mu prosto w oczy.
- Piękna jesteś. - pocałował ją delikatnie prosto w jej lekko czerwone usta.
- Oj, daj spokój.
- Musimy już wracać, śliczna.
- Dobra chodź. - przeszli do się do domu.James nic nie wiedział o wypadzie Victorii a Victoria dobrze wiedziała, że nic nie może jemu powiedzieć, bo zaraz by zadzwonił do rodziców, żeby zwolnili Arthura.Wszyscy zgodzili się na pizzę. Justin również dosiadł się do stołu.
- Zostajesz na kolacji.? - zapytała Victoria.
- Można tak powiedzieć. - podobała mu się i to bardzo.
- Dziękuję. - powiedziało każde po kolei.
- To ja pomogę Arturowi posprzątać, a wy możecie iść. - Justin i James kierowali się w stronę schodów, a Victoria i Arthur zbierali talerze. Victoria starannie wytarła stół zachlapany sosem pomidorowym. Arthur podszedł do niej odgarnął włosy z jej policzków i namiętnie pocałował Victorię. Victoria odwzajemniała każdy pocałunek.
Ich beztroską chwilę przerwał dzwonek telefonu domowego.
- Rodzice. - szepnęła Victoria. Odebrała.
*Rozmowa telefoniczna*
- Część mamo. Czemu tak późno.?
- Hej skarbie. Wszystko w porządku.?
- Tak i to w jak największym.
- Dobrze. Daj mi Arthura.
Wykonała polecenie matki.
- Tak.? - przejął słuchawkę Arthur.
- Jesteś zwolniony.
- Ale za co.?
- Nie wiesz za co.? Są kamery w kuchni, jadalni i salonie. Już wiesz.?
- Przepraszam, już nie będę.
- Nie interesuje mnie to. Jutro masz się wyprowadzić. Żegnaj, Arthur.
**
Pani Ross rozłączyła się. Arthur przełknął głośno ślinę i spojrzał w kierunku Victorii.
- Co się stało.?
- Zwolnili mnie. Wiedziałaś, że są kamery w salonie w kuchni i jadalni.?
- O Boże.
Do Arthura dotarło to co zrobił.
- Jutro muszę się wyprowadzić. Victoria. Obiecaj mi, że będziemy ze sobą, nawet jak nie będę tu mieszkał, ok.?
- Jasne.
- Idź spać. Dobranoc, słoneczko.
- Dobranoc. - pocałowała go w usta. Łzy spływały jej po policzkach, a nowe zbierały się w jej oczach. Poszła, umyła się i przebrała w piżamkę. Nagle zaczęło okropnie wiać, grzmieć i trzaskać piorunami. Bała się przeokropnie. Poszła do pokoju Jamesa.
- Braciszku, burza. - James wiedział od dawna, że Victoria się bała burz i zawsze w nie spała obok niego.
- Chodź, siostrzyczko. - zrobił jej miejsce obok siebie. Weszła pod jego kołdrę, a on przytulił ją mocno.
Usnęła, nawet nie wiedziała kiedy.
- Możesz do niego wrócić. - powiedziała z lekkim smutkiem w głosie. James poszedł do Justina
- Obiad czeka na ciebie na stole.
- Arthur?
- Tak?
- Zjesz ze mną.?
- No jasne.
To z nim Victoria mogła porozmawiać o wszystkim. Rozmawiali i jedli. W prawdzie spaghetti im wystygło, ale rozmowa się kleiła.
- Dziękuję. - powiedziała Victoria odsuwając talerz.
- Ja również. - Arthur włożył talerze do zmywarki, posprzątał i wszystko było ok.
Emma kierowała się do swojego pokoju na górę.
- Victoria.?
- Słucham.?
- Może mogłabyś...Chciałabyś... - podrapał się po głowie, robiąc seksowną minę i nie wiedział co wymyślić, Victoria wiedziała co w tym momencie zrobić, ale chciała, żeby Arthur dalej się tak słodko jąkał. - Może miałabyś ochotę...Oj nie bądź brutalna. - spojrzał na nią z wyrzutem.
- Z chęcią pójdę na spacer. - uśmiechnęła się szeroko.
- Czytasz mi w myślach. - powiedział sam do siebie pod nosem.
- Słucham.?
- Nie, to znaczy super, to co ? Za pół godzinki.?
- Daj mi piętnaście minut. - pobiegła szybko na górę. Szybko podkręciła włosy, poprawiła makijaż, ale nadal wyglądała naturalnie. Po raz pierwszy od kilku miesięcy założyła spódnicę, ale buty na płaskim obowiązywały. Założyła bokserkę, do tego spódnicę od pasa nad kolana i rzymianki. Psiknęła się mgiełką najdroższych perfum, których używała tylko na specjalne okazje. Arthur czekał na nią. Spodobał się Victorii. Miał na sobie koszulę z długim rękawem, ale podwinął je. Spodnie skaty i buty tego samego typu.
- Hej piękna, znamy się.?
- Hej przystojniaku. Chyba na to pora, co pan proponuje.?
- Mów mi Arthur. Proponuję pójście do kina, a później na coś słodkiego może.?
- Czyli randka.?
- Można tak powiedzieć. - Arthur chwycił Victorię a rękę i szli w równym tempie. Oczywiście od razu zaczęli temat i przeskakiwali z jednego do drugiego byli w szoku, że tyle ich łączy. W końcu doszli na miejsce.
- To jaki repertuar wybieramy..? Może jakąś komedię romantyczną.?
- Myślę, że tak.
- To ja idę zapłacić, a ty poczekaj.
- Ok, ale masz kasę.?
- No... Pracuję u byłej modelki i reżysera.
Emma uśmiechnęła się zniewalająco. Poczekała na niego na ławeczce. Jeszcze Arthur załatwił popcorn i colę i poszli na seans. Cały film siedzieli przytuleni do siebie, nawet o tym nie wiedząc. Arthur chyba troszkę przysnął.
- Arthur, już się skończyło, wstawaj.
- Już.? - obudził się i obdarzył ją ciepłym uśmiechem, który Victoria uwielbiała. Wcale nie miała mu za złe, że usnął, bo film był faktycznie dla kobiet i nawet Victorię nudził. Kiedy wyszli z kina czekała ją niespodzianka przygotowana przez kamerdynera. Kiedy Arthur zaprowadził ją do parku czekał na nich kocyk, a na kocyku koszyk wypełniony owocami i słodyczami.
- Podoba ci się.?
- No jasne. - usiedli na kocyku.
- Wiesz?
- Co.?
- Bo ty podobasz mi się od dawna.
- A ja ci się podobam.? - zapytała Victoria. Arthur siedział podparty rękami o koc, a na jego nogach leżała Victoria.
- Księżniczko. Jest fajnie, ale muszę wracać. Kolacja czeka na przygotowanie.
- Zamówimy pizzę.
- A masz ochotę na pizzę?
- Mam. Skoro ma to przedłużyć czas, dzięki któremu mogę być tu z tobą, to mam i to wielką.
Arthur zaśmiał się.
- No to zamówimy pizzę. - chwila milczenia. - Victoria.?
- Tak.? - spojrzała mu prosto w oczy.
- Piękna jesteś. - pocałował ją delikatnie prosto w jej lekko czerwone usta.
- Oj, daj spokój.
- Musimy już wracać, śliczna.
- Dobra chodź. - przeszli do się do domu.James nic nie wiedział o wypadzie Victorii a Victoria dobrze wiedziała, że nic nie może jemu powiedzieć, bo zaraz by zadzwonił do rodziców, żeby zwolnili Arthura.Wszyscy zgodzili się na pizzę. Justin również dosiadł się do stołu.
- Zostajesz na kolacji.? - zapytała Victoria.
- Można tak powiedzieć. - podobała mu się i to bardzo.
- Dziękuję. - powiedziało każde po kolei.
- To ja pomogę Arturowi posprzątać, a wy możecie iść. - Justin i James kierowali się w stronę schodów, a Victoria i Arthur zbierali talerze. Victoria starannie wytarła stół zachlapany sosem pomidorowym. Arthur podszedł do niej odgarnął włosy z jej policzków i namiętnie pocałował Victorię. Victoria odwzajemniała każdy pocałunek.
Ich beztroską chwilę przerwał dzwonek telefonu domowego.
- Rodzice. - szepnęła Victoria. Odebrała.
*Rozmowa telefoniczna*
- Część mamo. Czemu tak późno.?
- Hej skarbie. Wszystko w porządku.?
- Tak i to w jak największym.
- Dobrze. Daj mi Arthura.
Wykonała polecenie matki.
- Tak.? - przejął słuchawkę Arthur.
- Jesteś zwolniony.
- Ale za co.?
- Nie wiesz za co.? Są kamery w kuchni, jadalni i salonie. Już wiesz.?
- Przepraszam, już nie będę.
- Nie interesuje mnie to. Jutro masz się wyprowadzić. Żegnaj, Arthur.
**
Pani Ross rozłączyła się. Arthur przełknął głośno ślinę i spojrzał w kierunku Victorii.
- Co się stało.?
- Zwolnili mnie. Wiedziałaś, że są kamery w salonie w kuchni i jadalni.?
- O Boże.
Do Arthura dotarło to co zrobił.
- Jutro muszę się wyprowadzić. Victoria. Obiecaj mi, że będziemy ze sobą, nawet jak nie będę tu mieszkał, ok.?
- Jasne.
- Idź spać. Dobranoc, słoneczko.
- Dobranoc. - pocałowała go w usta. Łzy spływały jej po policzkach, a nowe zbierały się w jej oczach. Poszła, umyła się i przebrała w piżamkę. Nagle zaczęło okropnie wiać, grzmieć i trzaskać piorunami. Bała się przeokropnie. Poszła do pokoju Jamesa.
- Braciszku, burza. - James wiedział od dawna, że Victoria się bała burz i zawsze w nie spała obok niego.
- Chodź, siostrzyczko. - zrobił jej miejsce obok siebie. Weszła pod jego kołdrę, a on przytulił ją mocno.
Usnęła, nawet nie wiedziała kiedy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)